piątek, 27 marca 2009

Zeznanie Pana Plumpa

Powolutku Panie Władzo, powolutku, zaraz opowiem jak było. No, więc tak się złożyło, że tydzień temu dostałem pierwszy od siedmiu lat urlop. Całe dwa tygodnie! Wyobraża Pan sobie? Też się cieszyłem. Choć tylko początkowo, wie Pan trochę na tym świecie żyję, trzecia nerka, dwa razy rak i pamiętam czasy kiedy dzień pracy był...no... nieco krótszy i były chorobowe urlopy. Wiem, że brzmi to fantastycznie, ale to prawda...Ech było inaczej...co nie znaczy, że lepiej, choć małe, ucieszne niemowlęta były znacznie częstszym widokiem.

W każdym razie, wróciłem do domu i pierwsze co zrobiłem, to poszedłem do łóżka ukojony myślą, że nic mnie nie goni i mogę się wyspać do woli. Przez pierwsze dwa dni było wspaniale. Wstawałem o której chciałem i całe godziny nie robiłem absolutnie nic. Lecz w pewnym momencie poczułem nagłą chęć zrobienia czegoś...no nie wiem.. konstruktywnego, jakiegoś aktu tworzenia, ale nie żadnej tam sztuki i tych innych, niezrozumiałych bohomazów, tylko czegoś prostego i w swej prostocie pięknego. Po bezowocnych rozmyślaniach, postanowiłem zrobić to co zwykle – sprawdzić co tam w Omninecie. Najpierw sprawdziłem pocztę. Omninet beznamiętnie stwierdził, że mam dziesięć nowych wiadomości w tym cztery to spam zachęcający bym zaimplementował sobie drugiego penisa, a reszta jest od ludzi których nie lubię i nawet nie chciałoby mi się czytać o-maili od nich, więc skrzynka odpowie na nie automatycznie, według mojego Profilu Osobistego. Zniechęcony, wyłączyłem pocztę. Postanowiłem zobaczyć, czy na świecie wydarzyło się coś ciekawego w ciągu ostatnich dwóch dni. Omninet oświadczył, że wybuchło parę przewrotów wojskowych, ale gdzieś na krańcach świata i ponieważ nie lubię tropików, i mam lekkie uprzedzenia rasowe, nie byłoby to dla mnie interesujące, a ponadto mogłoby niepotrzebnie podnieść ciśnienie tętnicze. Poza tym na całym globie doszło do dwustu makabrycznych morderstw, czterech katastrof lotniczych, jednej rakietowej, o których nie chcę czytać, bo według mojego oProfilu, nie lubię widoku krwi.

Przeszedłem na widok telewizora. Omnivision poinformował mnie, że w tej chwili nie ma nic dostępnego z moimi ulubionymi aktorami i jedynym filmem, który pasowałby do mojego PO jest „Mechaniczna Pomarańcza 3” w wersji SHD, ale oglądałem to już dwa tygodnie wcześniej.

Na ekranie pojawiło się firmowe hasło „U want - we know” i wielkie logo OmniCorporation . W tym momencie poczułem, że to mi nie wystarcza. Jeszcze mocniej zapragnąłem zrobić coś sam. Wtedy, niestety, nie zdawałem sobie jeszcze sprawy, że owa niecierpliwość wynikała z przydługiej drzemki i przegapienia porcji codziennych środków antyboringowych.

Zgłodniałem, więc poszedłem do kuchni. Inteligentny Kucharz Domowy zanegował moją propozycję pulpecików i w ramach dnia bez kwasów tłuszczowych zaserwował mi zdrową, lekką i pożywną sałatkę. Gdy zjadłem, wpadłem na zwariowany pomysł ręcznego umycia naczyń. Wiem! To absurdalne, ale pokazuje jaki byłem zdesperowany. Niestety, zanim się obejrzałem zastawa zniknęła w otchłani stołowego blatu i ultraszybkimi pasami transmisyjnymi pomknęła...sam nie wiem gdzie.. nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale pewnie do jakiegoś międzymieszkalnego, skomputeryzowanego czyśćca.

Do głowy przyszła mi kolejna szalona myśl - sprzątanie mieszkania, albo jeszcze lepiej-REMONT! Na szczęście szybko się zreflektowałem, że po pierwsze nawet nie mam odkurzacza (po co miałbym mieć skoro kurz nie osiada na żadnej powierzchni, a złuszczający się naskórek i włosy tajemniczo rozkładają się między włóknami dywanu), a po drugie, po nanofarbie wszystko spływa jak po kaczce i moje mieszkanie będzie śnieżnobiałe przez następne dwadzieścia lat.

Narastała we mnie złość. Wiedziałem, że nie wytrzymam dłużej w mieszkaniu, więc postanowiłem się przejść. Na zewnątrz nikogo, wszyscy w pracy. Och, ile bym wtedy dał za kogokolwiek, ot by powymieniać się oSmile'ami i adresami oProfilów. Chodnik na podstawie danych statystycznych PO zgadł, że chciałbym zobaczyć fontannę znajdującą się dwie przecznice od mojego domu i wyświetlił jej krystalicznie czysty, holograficzny obraz.

Wtedy uświadomiłem sobie, że muszę zabić Panią Palmer. Motyw? Miała denerwujący oProfil i natrętnie próbowała ze mną flirtować w wirtualu. Zresztą, tak naprawdę to nieważne. Jakoś tak wyszło, że pierwszą osobą o której pomyślałem była właśnie ona. Ja chciałem po prostu się zabawić bez dżojstików, Panie Władzo. To było dokładnie to czego szukałem. Broń ciągle jeszcze nie wybiera na podstawie oProfilu kogo ma zabić, a na spuście nadal musi tkwić mój palec. Dlaczego nie zabiłem jej w Omninecie? Bez przesady, nie jestem bandytą. Jestem zwykłym, szarym obywatelem, z normalnym stężeniem sodu w moczu i minimalną ilością płytek cholesterolu LDL. Oczywiście uważam, że Pożeracze Kont, offlinerzy i inni odłonczeńcy to najgorsi kryminaliści i trzeba ich tępić z całą surowością. Utrata oProfilu to przecież śmierć towarzyska! PO to doświadczenia naszego całego życia i sam Pan przyzna, Panie Władzo, że niełatwo coś takiego odtworzyć. Dlatego zaczaiłem się na nią w pracy i strzeliłem jej w prawą półkulę. Tak, żałuję tego co zrobiłem, to było szczeniackie. Biedna Pani Palmer, miną dwa miesiące zanim zakończy się u niej neuroregeneracja i wdrukowywanie danych z oProfilu, ale sam pan rozumie, impuls, przygoda, brak antyboringu... Tak, Omnibank wypłacił jej odszkodowanie.

Po tym jak strzeliłem, krew trochę mnie przeraziła, pomyliłem drzwi, później wpadłem na te światła, broń sama wypaliła...ale ja chciałem iść prosto na komisariat, nie trzeba było mnie obezwładniać... Poza tym chciałbym dodać, że cele z łóżkami, przepraszam, pryczami bez termoregulacji i wyboru sennika są rewelacyjne.

Tak na marginesie to wie Pan, Panie Władzo, zawsze chciałem być policjantem. Te emocje, pościgi, strzelaniny, naprawdę wykonujecie kawał dobrej roboty. Jak to właściwie jest?... To nie wasza działka?... Zajmują się tym Boty Bojowe? No to spisywanie zeznań, szukanie poszlak, sporządzanie raportów...to też nie wy?... Inspektery i Samodruki?... To właściwie co Pan robi, jeśli można spytać? Aha... Słucha mnie Pan...eee...to jest Pan w tym naprawdę świetny, wspaniała robota!

możliwy ciąg dalszy

--------------------------------------------------------------------------------------------

To dziwne, króciutkie, futurystyczne opowiadanie-monolog powstało jakiś rok temu. Do tej pory, nigdzie go nie publikowałem, włącznie z Leonartem. Właściwie to pierwsza część, trochę większej historii. Kiedy napisałem powyższy tekst, doszedłem do wniosku, że warto by go rozwinąć...okazało się, że sprawa Pana Plumpa nie jest taka prosta jak się wydaje, a świat w którym żyje, aż prosi się o pewne wyjaśnienia i rozbudowanie. Reszta "materiału" została skończona w ok 80 procentach wiele miesięcy temu... Dlatego też dodałem dopisek "możliwy ciąg dalszy".

To taki mój mały flirt z fantastyką ;), który powstał z obserwacji portali takich jak LastFM, czy innych "łep dwa zero", które wytrwale zbierają o mnie (i o was też!) informacje, tworzą swoje chmury danych (wszechobecne dodatki i usługi kochanego Google :) ), a nawet gustometry, swoje propozycje na podstawie moich wyborów (rzeczony lastFM). Poszedłem, więc dalej. I tak oto z mojej głowy wyskoczył wszechwiedzący Omninet, antyboring, nieomylne Inspektery i podejrzany element społeczny - offlinerzy:)

Hej ho!

niedziela, 8 marca 2009

opowiadanie "Substytut"

- Cały nasz interes idzie na śmietnik, przez ten wasz pieprzony Substytut! Nasz koncern prosi – skośnooki człowieczek się zawahał – żąda tej receptury! Bo co to jest? Przepuściliśmy wasze mazidło przez wszystkie możliwe testy, nasi naukowcy oglądali je i rozkładali na czynniki pierwsze przez dwa miesiące! I co? - Azjata bezradnie zatrzepotał rękoma - I nic! Co to jest i ile za to chcecie?! - wyjął z kieszeni marynarki gustowną książeczkę czekową z logiem swojego koncernu – w tej chwili marka Kirei to ja, mogę wypisać czek na dowolną sumę, proszę ją tylko podać.
- Najpierw proszę usiąść Panie Okuzawa – biały mężczyzna o nieco lisiej twarzy wskazał nowoczesny czarny fotel przed swoim biurkiem i poczekał, aż jego gość grzecznie usiądzie – nie powiem Panu czym jest nasz Substytut – mężczyzna powstrzymał gestem zrywającego się z fotela Japończyka - ...ale mogę powiedzieć czym nie jest. Proszę pytać – Okuzawa uśmiechnął się, w końcu to był jakiś postęp, na pewno zdoła wyciągnąć z tego francuzika jakieś przydatne informacje...
- Feromony? - zapytał jakby na próbę. Doskonale wiedział, że w Substytucie nie ma feromonów.
- Widzi Pan...feromony to raczej prostacki pomysł, są nietrwałe i ich działanie opiera się na naszej zwierzęcej i prehistorycznej naturze. Stan który można wytworzyć feromonami – mężczyzna za biurkiem rozłożył ręce - to niestety nie miłość. A skąd to wiemy? Człowiek, jak i każde inne zwierze, poddany działaniu feromonów widzi wytwarzającą je osobę poprzez jej pierwszorzędowe i drugorzędowe cechy płciowe. Jednym słowem, mimo iż dany osobnik, niejako zahipnotyzowany feromonami, postrzega „nadawcę” jako ideał piękna, inteligencji czy wdzięku tak naprawdę jego podświadomość widzi w nim idealnego reproduktora. To nie jest miłość, co najwyżej zauroczenie, czy po prostu popęd płciowy. Czym, więc jest miłość? Miłość natomiast, jest idealizowaniem obiektu uczuć przy jednoczesnej świadomości jego wad i ich pełnej akceptacji. Odpowiedź tkwi tutaj – mężczyzna dotknął swojej skroni – a nie tu – dwuznacznie wskazał pod swoje biurko - zrobił krótką pauzę – ale przecież pańska firma, jak i każda inna firma kosmetyczna, doskonale to wie.
- Jak to? Co Pan przez to rozumie?
- Wy również działacie na umysł. Wytworzyliście w umysłach kobiet i mężczyzn na całym świecie potrzebę używania setek kremów przeciwzmarszczkowych, odmładzających, upiększających...mimo iż nie widzą wyraźnych efektów ich stosowania, stosują je dalej – mężczyzna wskazał oskarżająco na Pana Okuzawę - wy wmówiliście im te efekty.
- Coś pan insynuuje?...Zaraz, chce Pan powiedzieć, że wasz środek to placebo? Puszczacie sygnały podprogowe w reklamach? - Azjata wyraźnie się ożywił.
- Nie, tego nie powiedziałem. Chciałem tylko pokazać, że wszyscy działamy na świadomość konsumenta, tylko moja firma robi to w bardziej wyrafinowany sposób, a wy nie możecie odkryć receptury, bo Substytut jest zbyt złożony. To moje osobiste odkrycie. Pracowałem nad nim prawie 20 lat i wiem, że niełatwo rozszyfrować tak rozbudowaną konstrukcję, zwłaszcza kiedy rozkłada się ją na czynniki pierwsze, tak jak sądzę, robił pański zespół naukowców. Składowe oddzielnie nie mają sensu... - mężczyzna machnął ręką - ale niech sam się Pan głowi nad rozwiązaniem zagadki. Na koniec naszego spotkania, ponieważ nie chcę by odchodził pan z jeszcze większym mętlikiem w głowie niż przed wejściem tutaj, dam Panu jeszcze jedną, ostatnią podpowiedź – Francuz rozsiadł się wygodnie – Czy brał Pan kiedyś narkotyki?
- Uważam, że to pytanie było niestosowne – obruszył się gość.
- Dobrze, nie było pytania. Chociaż, mój produkt nie ma nic wspólnego z narkotykami, aczkolwiek wiem, że dosyć łatwo uzależnić się od miłości – człowiek o lisiej twarzy uśmiechnął się ironicznie – to jego zdolność wywoływania sugestywnych stanów uczuciowych jest podobna jak w przypadku niektórych narkotyków. Zapyta Pan, co mają wspólnego narkotyki z uczuciami? Przykład pierwszy, znany od tysięcy lat haszysz, wywoływał u arabskich asasynów czystą nienawiść do wroga, co prawie całkowicie uodporniało ich na ból. Przykład drugi, marihuana, w tym przypadku uczucia mogą być różne, czasem towarzyszy jej przyjemne, bezmyślne odrętwienie, rzadko nienawiść, jak w przypadku haszyszu, a czasem – mężczyzna za biurkiem zrobił pauzę – bezbrzeżna miłość do całego świata. Może zabrzmi to dla Pana niewiarygodnie i filozoficznie, a nie tak jakby Pan chciał, zdroworozsądkowo i klarownie, ale w naszych głowach ukryte są „oceany” miłości i nienawiści do WSZYSTKIEGO. Problem w tym, że biegną od nich tylko wąskie strużki. Oczywiście otwieranie tych uczuciowych tam marihuaną jest jak otwieranie skomplikowanego zamka elektronicznego młotkiem - to kwestia naprawdę dużego szczęścia.
- Chce Pan powiedzieć, że swoim Substytutem chemicznie otwieracie jakieś tamy miłości? To są po prostu brednie! - silnie gestykulując, wybuchnął Japończyk.
- Pan może tak sądzić, ale Pańska żona zapewne mówi całkiem co innego odkąd wasz związek wyraźnie się polepszył – odparł człowiek o lisiej twarzy, a Pan Okuzawa skurczył się w swoim fotelu i oblał rumieńcem, jeśli jest to w ogóle możliwe u pięćdziesięcioletniego, japońskiego rekina biznesu.
- Czy zdaje Pan sobie sprawę z konsekwencji stworzenia Substytutu? - zapytał po chwili.
- Niech mnie Pan oświeci, Panie Okuzawa.
- Zabił Pan sztukę, Panie Renard. Przez Pana cały ludzki dorobek stracił sens. Niech Pan powie, po co komu „Romeo i Julia” skoro może skoczyć do najbliższej apteki i samemu odczuwać wzniosłe, miłosne uniesienia, wydawałoby się nieosiągalne dla zwykłego śmiertelnika? O czym będą marzyć miliony, skoro wszystko mają na wyciągnięcie ręki?
- Powstanie nowa sztuka, a czyż rzucenie tej starej na śmietnik historii nie jest warte szczęścia milionów? Zamiast chłopaka wzdychającego do dziewczyny na balkonie i niezliczonego tłumu smutnych, szarych ludzi marzących o tym by choć przez chwilę być w ich skórze, mamy niezliczony tłum ludzi szczęśliwych. Czy to nie jest warte balkonu z dykty i plastykowych winorośli? Dzięki mojemu Substytutowi ludzie mają to o czym marzą. Czy wie Pan, że liczba rozwodów na całym świecie zmalała o prawie dziewięćdziesiąt procent? - zapytał Pan Renard.
- A czy wie Pan, że liczba zdrad wzrosła prawie o dziewięćdziesiąt procent? - odparował Japończyk.
- Zmartwię Pana, na razie tylko wy, szefowie koncernów kosmetycznych protestujecie. Marna i nieszczera ta opozycja...
- No tak, przecież nawet Kościół nie ma nic przeciwko od kiedy nasączenie hostii Substytutem dało tak wymierne efekty... czy jest Pan świadomy, że to „szczęście ludzkości” będzie krótkotrwałe? Co dalej? Co potem? Miłosne wyznania w końcu stracą sens, uczucie nie będzie wyróżniało, będzie jak... jak kromka chleba, absolutnie powszednie i przestanie cieszyć, a atakujące z każdej strony będzie wręcz nieznośne.
- Po pierwsze przecenia Pan nasz produkt – trzeba mieć pewien związek emocjonalny z użytkownikiem Substytutu, by mógł działać. Poza tym obecnie pracujemy nad jego chemicznym ekranowaniem i zwiększeniu wybiórczości działania. Po drugie, zawsze mogą być inne wyróżniki uczuciowego zaangażowania, może w końcu przyjdzie czas na Substytut Nienawiści?
- To jest chore... - wyszeptał właściciel koncernu Kirei.
- O pierwszych samochodach mówiono to samo – mężczyzna spojrzał na zegarek – Niestety, czas naszego spotkania dobiegł końca. Żegnam Pana – Renard wskazał solidne, mahoniowe drzwi. Azjata wstał z fotela, poprawił krawat, spojrzał w stronę siedzącego Europejczyka i z politowaniem pokręcił głową.
- Żegnam – obrócił się na pięcie, nagle znieruchomiał jakby coś sobie uzmysłowił po czym odwrócił głowę – ciekawe czy szczęście na wyciągnięcie ręki jest nadal szczęściem? - rzucił i wyszedł.
    Renard został sam. Wstał i podszedł do fotela na którym przed chwilą siedział jego gość. Usiadł wygodnie. Popatrzył na ścianę za swoim biurkiem i jeszcze raz zachwycił się sugestywnością wiszącego za pleksiglasową szybą plakatu. Na gigantycznym arkuszu pysznił się wielki czerwony napis „Substitute of love”, a spod niego spoglądała niezwykła kobieca twarz. Jej spojrzenie niczym spojrzenie Wielkiego Brata patrzyło prosto w oczy oglądającego. Z tej komputerowej kompilacji wielu twarzy biło przyjemne ciepło i jednocześnie drapieżne pożądanie. Niezwykła inteligencja, a zarazem dziecinna radość życia. A kiedy w końcu odrywało się wzrok od tego zjawiskowego wizerunku i myślami wracało na nędzny ziemski padół, do świadomości przebijał się, wcześniej niezauważony, mały, widniejący obok twarzy napis:

„Can you feel it?”

Nowe sytuacje ogarną nas...

"Nowe sytuacje, nowe konstelacje, nowe orientacje ogarną nas"

Zaczynam w rytmie Republiki. Bez obaw, to nie żadna strona fanowska - po prostu kocham biało-czarne pasy i daję temu upust na moim, tak naprawdę, pierwszym blogu. Ostrzegam, nie mam w tej materii żadnego doświadczenia. Tak, jestem totalnie zielony - wiem tylko tyle, że nie będzie tu pisania o tym co jadłem na śniadanie, narzekania jaki ten świat brzydki, be, fuj i wyciągania osobistych brudów przed ludźmi których nie znam (czyli przed wami :) ).

Ten blog jest dla mnie jakimś krokiem na przód. Próbą konfrontacji. Posiadam już stronę, na której zamieszczam swoje prace (www.leonart.cba.pl ). Niestety, jest to pisanie w próżnię, poza tym Leonart wymaga gruntownej renowacji, segregacji, modernizacji - i ponieważ jestem leniwy (w sumie upraszczanie sobie życia nie jest objawem lenistwa ;)) założyłem bloga. W polu "Tak, tak to ja" (jak każdy z tytułów po prawej stronie, jest nawiązaniem do Republiki), pod zdjęciem (na którym dumnie obnoszę się z moim pasiastym krawatem) są wyjaśnienia po co i dlaczego - po prostu nie potrafię pisać do szuflady. Niestety, Leonart już dawno stał się taką szufladą.

Mam nadzieję, że świadomość, że ktoś czyta moje teksty, ogląda moje grafiki będzie dla mnie motywacją, by tworzyć więcej i lepiej.

Pozdrawiam
-LeoN