- Najpierw proszę usiąść Panie Okuzawa – biały mężczyzna o nieco lisiej twarzy wskazał nowoczesny czarny fotel przed swoim biurkiem i poczekał, aż jego gość grzecznie usiądzie – nie powiem Panu czym jest nasz Substytut – mężczyzna powstrzymał gestem zrywającego się z fotela Japończyka - ...ale mogę powiedzieć czym nie jest. Proszę pytać – Okuzawa uśmiechnął się, w końcu to był jakiś postęp, na pewno zdoła wyciągnąć z tego francuzika jakieś przydatne informacje...
- Feromony? - zapytał jakby na próbę. Doskonale wiedział, że w Substytucie nie ma feromonów.
- Widzi Pan...feromony to raczej prostacki pomysł, są nietrwałe i ich działanie opiera się na naszej zwierzęcej i prehistorycznej naturze. Stan który można wytworzyć feromonami – mężczyzna za biurkiem rozłożył ręce - to niestety nie miłość. A skąd to wiemy? Człowiek, jak i każde inne zwierze, poddany działaniu feromonów widzi wytwarzającą je osobę poprzez jej pierwszorzędowe i drugorzędowe cechy płciowe. Jednym słowem, mimo iż dany osobnik, niejako zahipnotyzowany feromonami, postrzega „nadawcę” jako ideał piękna, inteligencji czy wdzięku tak naprawdę jego podświadomość widzi w nim idealnego reproduktora. To nie jest miłość, co najwyżej zauroczenie, czy po prostu popęd płciowy. Czym, więc jest miłość? Miłość natomiast, jest idealizowaniem obiektu uczuć przy jednoczesnej świadomości jego wad i ich pełnej akceptacji. Odpowiedź tkwi tutaj – mężczyzna dotknął swojej skroni – a nie tu – dwuznacznie wskazał pod swoje biurko - zrobił krótką pauzę – ale przecież pańska firma, jak i każda inna firma kosmetyczna, doskonale to wie.
- Jak to? Co Pan przez to rozumie?
- Wy również działacie na umysł. Wytworzyliście w umysłach kobiet i mężczyzn na całym świecie potrzebę używania setek kremów przeciwzmarszczkowych, odmładzających, upiększających...mimo iż nie widzą wyraźnych efektów ich stosowania, stosują je dalej – mężczyzna wskazał oskarżająco na Pana Okuzawę - wy wmówiliście im te efekty.
- Coś pan insynuuje?...Zaraz, chce Pan powiedzieć, że wasz środek to placebo? Puszczacie sygnały podprogowe w reklamach? - Azjata wyraźnie się ożywił.
- Nie, tego nie powiedziałem. Chciałem tylko pokazać, że wszyscy działamy na świadomość konsumenta, tylko moja firma robi to w bardziej wyrafinowany sposób, a wy nie możecie odkryć receptury, bo Substytut jest zbyt złożony. To moje osobiste odkrycie. Pracowałem nad nim prawie 20 lat i wiem, że niełatwo rozszyfrować tak rozbudowaną konstrukcję, zwłaszcza kiedy rozkłada się ją na czynniki pierwsze, tak jak sądzę, robił pański zespół naukowców. Składowe oddzielnie nie mają sensu... - mężczyzna machnął ręką - ale niech sam się Pan głowi nad rozwiązaniem zagadki. Na koniec naszego spotkania, ponieważ nie chcę by odchodził pan z jeszcze większym mętlikiem w głowie niż przed wejściem tutaj, dam Panu jeszcze jedną, ostatnią podpowiedź – Francuz rozsiadł się wygodnie – Czy brał Pan kiedyś narkotyki?
- Uważam, że to pytanie było niestosowne – obruszył się gość.
- Dobrze, nie było pytania. Chociaż, mój produkt nie ma nic wspólnego z narkotykami, aczkolwiek wiem, że dosyć łatwo uzależnić się od miłości – człowiek o lisiej twarzy uśmiechnął się ironicznie – to jego zdolność wywoływania sugestywnych stanów uczuciowych jest podobna jak w przypadku niektórych narkotyków. Zapyta Pan, co mają wspólnego narkotyki z uczuciami? Przykład pierwszy, znany od tysięcy lat haszysz, wywoływał u arabskich asasynów czystą nienawiść do wroga, co prawie całkowicie uodporniało ich na ból. Przykład drugi, marihuana, w tym przypadku uczucia mogą być różne, czasem towarzyszy jej przyjemne, bezmyślne odrętwienie, rzadko nienawiść, jak w przypadku haszyszu, a czasem – mężczyzna za biurkiem zrobił pauzę – bezbrzeżna miłość do całego świata. Może zabrzmi to dla Pana niewiarygodnie i filozoficznie, a nie tak jakby Pan chciał, zdroworozsądkowo i klarownie, ale w naszych głowach ukryte są „oceany” miłości i nienawiści do WSZYSTKIEGO. Problem w tym, że biegną od nich tylko wąskie strużki. Oczywiście otwieranie tych uczuciowych tam marihuaną jest jak otwieranie skomplikowanego zamka elektronicznego młotkiem - to kwestia naprawdę dużego szczęścia.
- Chce Pan powiedzieć, że swoim Substytutem chemicznie otwieracie jakieś tamy miłości? To są po prostu brednie! - silnie gestykulując, wybuchnął Japończyk.
- Pan może tak sądzić, ale Pańska żona zapewne mówi całkiem co innego odkąd wasz związek wyraźnie się polepszył – odparł człowiek o lisiej twarzy, a Pan Okuzawa skurczył się w swoim fotelu i oblał rumieńcem, jeśli jest to w ogóle możliwe u pięćdziesięcioletniego, japońskiego rekina biznesu.
- Czy zdaje Pan sobie sprawę z konsekwencji stworzenia Substytutu? - zapytał po chwili.
- Niech mnie Pan oświeci, Panie Okuzawa.
- Zabił Pan sztukę, Panie Renard. Przez Pana cały ludzki dorobek stracił sens. Niech Pan powie, po co komu „Romeo i Julia” skoro może skoczyć do najbliższej apteki i samemu odczuwać wzniosłe, miłosne uniesienia, wydawałoby się nieosiągalne dla zwykłego śmiertelnika? O czym będą marzyć miliony, skoro wszystko mają na wyciągnięcie ręki?
- Powstanie nowa sztuka, a czyż rzucenie tej starej na śmietnik historii nie jest warte szczęścia milionów? Zamiast chłopaka wzdychającego do dziewczyny na balkonie i niezliczonego tłumu smutnych, szarych ludzi marzących o tym by choć przez chwilę być w ich skórze, mamy niezliczony tłum ludzi szczęśliwych. Czy to nie jest warte balkonu z dykty i plastykowych winorośli? Dzięki mojemu Substytutowi ludzie mają to o czym marzą. Czy wie Pan, że liczba rozwodów na całym świecie zmalała o prawie dziewięćdziesiąt procent? - zapytał Pan Renard.
- A czy wie Pan, że liczba zdrad wzrosła prawie o dziewięćdziesiąt procent? - odparował Japończyk.
- Zmartwię Pana, na razie tylko wy, szefowie koncernów kosmetycznych protestujecie. Marna i nieszczera ta opozycja...
- No tak, przecież nawet Kościół nie ma nic przeciwko od kiedy nasączenie hostii Substytutem dało tak wymierne efekty... czy jest Pan świadomy, że to „szczęście ludzkości” będzie krótkotrwałe? Co dalej? Co potem? Miłosne wyznania w końcu stracą sens, uczucie nie będzie wyróżniało, będzie jak... jak kromka chleba, absolutnie powszednie i przestanie cieszyć, a atakujące z każdej strony będzie wręcz nieznośne.
- Po pierwsze przecenia Pan nasz produkt – trzeba mieć pewien związek emocjonalny z użytkownikiem Substytutu, by mógł działać. Poza tym obecnie pracujemy nad jego chemicznym ekranowaniem i zwiększeniu wybiórczości działania. Po drugie, zawsze mogą być inne wyróżniki uczuciowego zaangażowania, może w końcu przyjdzie czas na Substytut Nienawiści?
- To jest chore... - wyszeptał właściciel koncernu Kirei.
- O pierwszych samochodach mówiono to samo – mężczyzna spojrzał na zegarek – Niestety, czas naszego spotkania dobiegł końca. Żegnam Pana – Renard wskazał solidne, mahoniowe drzwi. Azjata wstał z fotela, poprawił krawat, spojrzał w stronę siedzącego Europejczyka i z politowaniem pokręcił głową.
- Żegnam – obrócił się na pięcie, nagle znieruchomiał jakby coś sobie uzmysłowił po czym odwrócił głowę – ciekawe czy szczęście na wyciągnięcie ręki jest nadal szczęściem? - rzucił i wyszedł.
Renard został sam. Wstał i podszedł do fotela na którym przed chwilą siedział jego gość. Usiadł wygodnie. Popatrzył na ścianę za swoim biurkiem i jeszcze raz zachwycił się sugestywnością wiszącego za pleksiglasową szybą plakatu. Na gigantycznym arkuszu pysznił się wielki czerwony napis „Substitute of love”, a spod niego spoglądała niezwykła kobieca twarz. Jej spojrzenie niczym spojrzenie Wielkiego Brata patrzyło prosto w oczy oglądającego. Z tej komputerowej kompilacji wielu twarzy biło przyjemne ciepło i jednocześnie drapieżne pożądanie. Niezwykła inteligencja, a zarazem dziecinna radość życia. A kiedy w końcu odrywało się wzrok od tego zjawiskowego wizerunku i myślami wracało na nędzny ziemski padół, do świadomości przebijał się, wcześniej niezauważony, mały, widniejący obok twarzy napis:
„Can you feel it?”
- Feromony? - zapytał jakby na próbę. Doskonale wiedział, że w Substytucie nie ma feromonów.
- Widzi Pan...feromony to raczej prostacki pomysł, są nietrwałe i ich działanie opiera się na naszej zwierzęcej i prehistorycznej naturze. Stan który można wytworzyć feromonami – mężczyzna za biurkiem rozłożył ręce - to niestety nie miłość. A skąd to wiemy? Człowiek, jak i każde inne zwierze, poddany działaniu feromonów widzi wytwarzającą je osobę poprzez jej pierwszorzędowe i drugorzędowe cechy płciowe. Jednym słowem, mimo iż dany osobnik, niejako zahipnotyzowany feromonami, postrzega „nadawcę” jako ideał piękna, inteligencji czy wdzięku tak naprawdę jego podświadomość widzi w nim idealnego reproduktora. To nie jest miłość, co najwyżej zauroczenie, czy po prostu popęd płciowy. Czym, więc jest miłość? Miłość natomiast, jest idealizowaniem obiektu uczuć przy jednoczesnej świadomości jego wad i ich pełnej akceptacji. Odpowiedź tkwi tutaj – mężczyzna dotknął swojej skroni – a nie tu – dwuznacznie wskazał pod swoje biurko - zrobił krótką pauzę – ale przecież pańska firma, jak i każda inna firma kosmetyczna, doskonale to wie.
- Jak to? Co Pan przez to rozumie?
- Wy również działacie na umysł. Wytworzyliście w umysłach kobiet i mężczyzn na całym świecie potrzebę używania setek kremów przeciwzmarszczkowych, odmładzających, upiększających...mimo iż nie widzą wyraźnych efektów ich stosowania, stosują je dalej – mężczyzna wskazał oskarżająco na Pana Okuzawę - wy wmówiliście im te efekty.
- Coś pan insynuuje?...Zaraz, chce Pan powiedzieć, że wasz środek to placebo? Puszczacie sygnały podprogowe w reklamach? - Azjata wyraźnie się ożywił.
- Nie, tego nie powiedziałem. Chciałem tylko pokazać, że wszyscy działamy na świadomość konsumenta, tylko moja firma robi to w bardziej wyrafinowany sposób, a wy nie możecie odkryć receptury, bo Substytut jest zbyt złożony. To moje osobiste odkrycie. Pracowałem nad nim prawie 20 lat i wiem, że niełatwo rozszyfrować tak rozbudowaną konstrukcję, zwłaszcza kiedy rozkłada się ją na czynniki pierwsze, tak jak sądzę, robił pański zespół naukowców. Składowe oddzielnie nie mają sensu... - mężczyzna machnął ręką - ale niech sam się Pan głowi nad rozwiązaniem zagadki. Na koniec naszego spotkania, ponieważ nie chcę by odchodził pan z jeszcze większym mętlikiem w głowie niż przed wejściem tutaj, dam Panu jeszcze jedną, ostatnią podpowiedź – Francuz rozsiadł się wygodnie – Czy brał Pan kiedyś narkotyki?
- Uważam, że to pytanie było niestosowne – obruszył się gość.
- Dobrze, nie było pytania. Chociaż, mój produkt nie ma nic wspólnego z narkotykami, aczkolwiek wiem, że dosyć łatwo uzależnić się od miłości – człowiek o lisiej twarzy uśmiechnął się ironicznie – to jego zdolność wywoływania sugestywnych stanów uczuciowych jest podobna jak w przypadku niektórych narkotyków. Zapyta Pan, co mają wspólnego narkotyki z uczuciami? Przykład pierwszy, znany od tysięcy lat haszysz, wywoływał u arabskich asasynów czystą nienawiść do wroga, co prawie całkowicie uodporniało ich na ból. Przykład drugi, marihuana, w tym przypadku uczucia mogą być różne, czasem towarzyszy jej przyjemne, bezmyślne odrętwienie, rzadko nienawiść, jak w przypadku haszyszu, a czasem – mężczyzna za biurkiem zrobił pauzę – bezbrzeżna miłość do całego świata. Może zabrzmi to dla Pana niewiarygodnie i filozoficznie, a nie tak jakby Pan chciał, zdroworozsądkowo i klarownie, ale w naszych głowach ukryte są „oceany” miłości i nienawiści do WSZYSTKIEGO. Problem w tym, że biegną od nich tylko wąskie strużki. Oczywiście otwieranie tych uczuciowych tam marihuaną jest jak otwieranie skomplikowanego zamka elektronicznego młotkiem - to kwestia naprawdę dużego szczęścia.
- Chce Pan powiedzieć, że swoim Substytutem chemicznie otwieracie jakieś tamy miłości? To są po prostu brednie! - silnie gestykulując, wybuchnął Japończyk.
- Pan może tak sądzić, ale Pańska żona zapewne mówi całkiem co innego odkąd wasz związek wyraźnie się polepszył – odparł człowiek o lisiej twarzy, a Pan Okuzawa skurczył się w swoim fotelu i oblał rumieńcem, jeśli jest to w ogóle możliwe u pięćdziesięcioletniego, japońskiego rekina biznesu.
- Czy zdaje Pan sobie sprawę z konsekwencji stworzenia Substytutu? - zapytał po chwili.
- Niech mnie Pan oświeci, Panie Okuzawa.
- Zabił Pan sztukę, Panie Renard. Przez Pana cały ludzki dorobek stracił sens. Niech Pan powie, po co komu „Romeo i Julia” skoro może skoczyć do najbliższej apteki i samemu odczuwać wzniosłe, miłosne uniesienia, wydawałoby się nieosiągalne dla zwykłego śmiertelnika? O czym będą marzyć miliony, skoro wszystko mają na wyciągnięcie ręki?
- Powstanie nowa sztuka, a czyż rzucenie tej starej na śmietnik historii nie jest warte szczęścia milionów? Zamiast chłopaka wzdychającego do dziewczyny na balkonie i niezliczonego tłumu smutnych, szarych ludzi marzących o tym by choć przez chwilę być w ich skórze, mamy niezliczony tłum ludzi szczęśliwych. Czy to nie jest warte balkonu z dykty i plastykowych winorośli? Dzięki mojemu Substytutowi ludzie mają to o czym marzą. Czy wie Pan, że liczba rozwodów na całym świecie zmalała o prawie dziewięćdziesiąt procent? - zapytał Pan Renard.
- A czy wie Pan, że liczba zdrad wzrosła prawie o dziewięćdziesiąt procent? - odparował Japończyk.
- Zmartwię Pana, na razie tylko wy, szefowie koncernów kosmetycznych protestujecie. Marna i nieszczera ta opozycja...
- No tak, przecież nawet Kościół nie ma nic przeciwko od kiedy nasączenie hostii Substytutem dało tak wymierne efekty... czy jest Pan świadomy, że to „szczęście ludzkości” będzie krótkotrwałe? Co dalej? Co potem? Miłosne wyznania w końcu stracą sens, uczucie nie będzie wyróżniało, będzie jak... jak kromka chleba, absolutnie powszednie i przestanie cieszyć, a atakujące z każdej strony będzie wręcz nieznośne.
- Po pierwsze przecenia Pan nasz produkt – trzeba mieć pewien związek emocjonalny z użytkownikiem Substytutu, by mógł działać. Poza tym obecnie pracujemy nad jego chemicznym ekranowaniem i zwiększeniu wybiórczości działania. Po drugie, zawsze mogą być inne wyróżniki uczuciowego zaangażowania, może w końcu przyjdzie czas na Substytut Nienawiści?
- To jest chore... - wyszeptał właściciel koncernu Kirei.
- O pierwszych samochodach mówiono to samo – mężczyzna spojrzał na zegarek – Niestety, czas naszego spotkania dobiegł końca. Żegnam Pana – Renard wskazał solidne, mahoniowe drzwi. Azjata wstał z fotela, poprawił krawat, spojrzał w stronę siedzącego Europejczyka i z politowaniem pokręcił głową.
- Żegnam – obrócił się na pięcie, nagle znieruchomiał jakby coś sobie uzmysłowił po czym odwrócił głowę – ciekawe czy szczęście na wyciągnięcie ręki jest nadal szczęściem? - rzucił i wyszedł.
Renard został sam. Wstał i podszedł do fotela na którym przed chwilą siedział jego gość. Usiadł wygodnie. Popatrzył na ścianę za swoim biurkiem i jeszcze raz zachwycił się sugestywnością wiszącego za pleksiglasową szybą plakatu. Na gigantycznym arkuszu pysznił się wielki czerwony napis „Substitute of love”, a spod niego spoglądała niezwykła kobieca twarz. Jej spojrzenie niczym spojrzenie Wielkiego Brata patrzyło prosto w oczy oglądającego. Z tej komputerowej kompilacji wielu twarzy biło przyjemne ciepło i jednocześnie drapieżne pożądanie. Niezwykła inteligencja, a zarazem dziecinna radość życia. A kiedy w końcu odrywało się wzrok od tego zjawiskowego wizerunku i myślami wracało na nędzny ziemski padół, do świadomości przebijał się, wcześniej niezauważony, mały, widniejący obok twarzy napis:
„Can you feel it?”
Fajne :) O czym piszesz te powieści? ;d
OdpowiedzUsuńkszak
oj mają tak porąbane fabuły, że szkoda słów ;D Ale jedna się pisze, wiec nic nie mówię i nie zapeszam :D
OdpowiedzUsuń