czwartek, 16 lutego 2012

Addicts of drugs not yet synthesized

Słuchaj tego. Poszedłem do Majka. Oczywiście syf straszny, na podłodze leżą resztki jedzenia, którego już nie sposób rozpoznać, jakieś łachy kobiet, które dawno odeszły, odwrócony do góry nogami telewizor, wybebeszone stare materace, że o butelkach i pustych saszetkach po cracku nie wspomnę.  Więc Majk wynurza się gdzieś z tego barłogu, chudy jak szkielet, beton po prostu, patrzy na mnie i się uśmiecha:
- Dobrze, że jesteś – mówi – poczekaj chwile – po czym wyczłapuje do kuchni, albo czegoś co kiedyś nią było i wraca z torebką brązowego proszku. Ręce mu się trzęsą, brudnym rękawem bluzy zgarnia  syf ze szklanego stolika w salonie  i  wysypuje odrobinę tego proszku -  spróbuj – zachęca skulony nad stołem jak Gollum, a  gdy pochylam się nad kreską na moje pytanie co mi daje odpowiada:
 – To metaakrofinina. Zamieram w pół ruchu  z fifką z zielonego długopisu Ernst&Young  (Quality In everything we do) w ręku
Że co kurwa? – myślę sobie i patrzę na niego z niedowierzaniem
Jeszcze nie zsyntezowany narkotyk – wyjaśnia spokojnie Majk, a ja biorę odrobinę tego brązowego pyłu na palec, wącham  i nawet nie próbuję wcierać go w dziąsła: to cynamon. Uśmiecham się, ale głupio mi powiedzieć Majkowi, że ma całkiem popierdolony film. Zresztą wiesz, kto wie co taki ćpun na niewiadomo jak długim głodzie może zrobić, lepiej nie ryzykować i nie drażnić
- Jak to nie zsyntezowany? – pytam spokojnie udając ciekawość i zastanawiam się jak szybko stamtąd spierdolić
                – To drag – odpowiada równie spokojnie Majk jakby mówił najbardziej oczywistą rzecz na świecie – którego jeszcze nie wymyślono.
-  Ahaaa – kiwam ze zrozumieniem głową, nie mogąc pozbyć się tego ironicznego uśmieszku, który natychmiast wykwitł mi na gębie – a jak go zdobyłeś?
- Czytałeś kiedyś Burroghsa? Nagi Lunch na przykład? – pyta, a w jego ruchach widać było rosnącą ekscytację.
- Próbowałem, ale jest zupełnie bez sensu, nudna i strasznie pedalska. Film lepszy.
-Tam jest taki fragment, pozwól, że ci przytoczę w oryginale – złachmaniony Majk z godnością kapłana i dystynkcją intelektualisty sięga gdzieś do barłogu i wyciąga z niego mocno zniszczoną książkę. Śliniąc kościsty palec przerzuca kartki szukając odpowiedniego fragmentu. Gdy go znajduje odchrząka głośno i czyta po angielsku:
- Followers of obsolete unthinkable trades, doodling in Etruscan, addicts of – podkreślił z emfazą – DRUGS NOT YET SYNTHESIZED, black marketeers of World War III, excisors of telepatic sensitivity, osteopaths of the spirit, investigators of infractions denounced by bland paranoid chess players, servers of fragmentary warrents taken down in hebephrenic shorthand charging unspeakable mutilations of the spirit, officials of unconstituted police states, brokers of exquisite dreams and nostalgias tested on the sensitized cells of junk sickness and bartered for raw materials of the will, drinkers of the Heavy Fluid sealed in translucent anber of Dreams…. Zjadłem trochę tamtych psylocybów – wskazuje na siatkę z grzybkami leżącą w kącie - i czytałem ten fragment jak litanię. Po kilku godzinach przeniosłem się tam
- Gdzie? – pytam, coraz mniej było mi do śmiechu.
- Jak to gdzie? Do Interzony. Do Międzystrefy. Myślę, – kontynuuje z poważną miną Majk–  że znalazłem międzywymiarowe… intergalaktyczne – szuka odpowiednich słów i coraz silniej gestykuluje - … ponadświetlne przejście. Było tam zupełnie jak u Burroughsa,  owadzia cywilizacja, spijanie witalnych soków, bełkotanie po Etrusku, ale wszystko bardziej w  wersji  hetero niż u niego. Bardzo sympatyczne miejsce  – Majk rozmarzył się na chwilę - dali mi tam metaakrofininę, a kiedy byłem tam wczoraj zumikrytanazol – widzi, że mnie zatkało i nie wiem nawet co powiedzieć - Wyobraź sobie jakie to możliwości – łapie mnie za ramiona –nie musimy być zależni od pośredników, dealerów, karteli w Ameryce Południowej, biedaków przemycających plastikowe saszetki z prochami w swoich dupach i żołądkach. Wystarczy partia grzybków i w Międzystrefie srają z radości, że mogą nam dać swoje dragi. A ponieważ to prochy przyszłości, intergalaktyczny szajs i na Ziemi nikt o nim nie wie, nie jest zdelegalizowany, można być czystym jak łza. Oczywiście za kilka lat specjalne jednostki DEA i policji będą siedzieć z poważnymi minami przy stołach w swoich owalnych gabinetach z zaplombowanymi torebkami grzybków z napisem „Do użytku wewnętrznego. Ostrożnie!” przed sobą. Będą podróżować do Międzystrefy ze swoimi notatniczkami i ołóweczkami, w białych rękawiczkach, z foliowymi torebkami, by skrzętnie zapisywać nazwy dragów i pobierać próbki: oksymalizatyny, kubrikamolu, forokodonitu, brenzokodeiny… - Majk milknie, patrzy mi w oczy i pyta- Chcesz spróbować? Chcesz wybrać się do Międzystrefy?..

- I co zrobiłeś?
- No co, no wziąłem od niego tego grzybka, bo co mi szkodzi.
- I co?
- I jajco. Chcesz trochę brenzokodeiny?


1 komentarz:

  1. Dobrze, że nie przyszło im do głowy bawić się w Wilhelma Tella :)

    OdpowiedzUsuń